Pożegnanie zimy

Planowana trasa wycieczki była następująca:
Kozy - Chrobacza Łąka (przez kamieniołom) - Przełęcz U Panienki - Gaiki - Nowy Świat - Międzybrodzie Bialskie - Czupel - Magurka Wilkowicka - Przełęcz Przegibek - Gaiki - Przełęcz U Panienki - Kozy.
Wyruszyliśmy spod domu kolegi, znowu o 9:30. Była ciepła i słoneczna sobota. Skierowaliśmy się "naszymi" ścieżkami w stronę kamieniołomu. Wysoka temperatura powietrza sprawiała, że w lesie topiły się resztki śniegu i ścieżkami spływały spore strumyki wody.

Po serio fotograficznej ruszamy na górną platformę, a o 10:30 stoimy już przed stromą ścieżką prowadzącą do szlaku papieskiego. Od górnej platformy kamieniołomu pojawiła się cienka, ale stała warstwa topniejącego śniegu.

O 12:15 wyruszamy w dalszą drogę. Idzie się dobrze, śniegu na szlaku jest niewiele i jest w miarę sucho. O 12:40 docieramy na Przełęcz U Panienki - tutaj jest trochę więcej ludzi. Za Groniczkami, na szlaku zaczyna pojawiać się więcej wody, która jak się okaże nie opuści nas już do samego Międzybrodzia. Tuż przed szczytem Gaików, przed odbiciem w szlak zielony, mijamy się w dużą grupą młodzieży udających się chyba na Chrobaczą. Pytali: Jak daleko jest jeszcze do przełęczy?
Na szlaku prowadzącym przez Nowy Świat do Międzybrodzia jest jeszcze więcej wody niż na szlaku poprzednim. Nasze buty przechodzą ciężkie próby. Prawdę powiedziawszy, fragment szlaku pomiędzy Gaikami, a węzłem pod Nowym Światem strasznie się nam dłużył. Było tu sporo wody i śniegu.

Po 15 docieramy do centrum miejscowości i idziemy coś zjeść. Po zjedzeniu bardzo smacznej pizzy i wypicie równie dobrej herbaty z cytryną ruszamy w dalszą, równie ciekawie zapowiadającą się, drogę.
Jest już 16, a my stoimy przed ciężkim zadaniem wyjścia na węzeł pod Rogaczem. W zasadzie był to kluczowy etap wycieczki, ponieważ chciałem koledze pokazać ten fragment szlaku. Teraz byłem już mądry, ale pierwszy raz na tym szlaku byłem dopiero rok temu wraz z koleżanką. Wiedziałem więc jak on przebiega i kiedy można się już cieszyć z pokonanie północno-wschodniego zbocza tej góry.
Kolega zaraz na początku podejścia znalazł ciekawy kij, który jednak mu za bardzo nie spasował. Ja go dostałem i pomagał mi w wędrówce aż do Kóz.
Z kijem zbocze nie było tak straszne, jak owego czerwcowego dnia, kiedy byłem tu po raz pierwszy. Szło mi się wprost idealnie, co rzadko się zdarza, podczas takich długich i męczących podejść. Ale to jest właśnie przewaga, rozpoznania terenu, albo inaczej: przewaga jednego przejścia więcej.

Gdy docieramy na Czupel jest 17:30. Robię koledze górską sesje fotograficzną, a potem bezosobowe widoki.
Dalsza trasa mija nam spokojnie, podłoże sprzyja do w miarę stanowczego marszu. Jedynie w okolicy Czupla było trochę grząsko. O 18:10 stoimy już pod schroniskiem i kolega mnie namawia na herbatę. Nie za bardzo mi się to podoba, bo już późno, a nie mamy przy sobie naszych czołówek. Ale jednak szybko zmieniam zdanie i idziemy do schroniska napić się tego ciepłego płynu.

Wkrótce docieramy na Przełęcz Przegibek i bez chwili zatrzymywania idziemy dalej niebieskim szlakiem w kierunku Gaików. Jest 18:45 i robi się coraz ciemniej.
Na Gaiki wyszliśmy w rekordowym tempie, bo byliśmy już na szczycie około 19:15. Jest już całkiem ciemno. Nasz plan wycieczki zakładał w tym miejscu przejście czerwonym szlakiem na Przełęcz U Panienki i zejście żółtym do Kóz. Zapadające ciemności nad szczytem Gaików zmusiły nas do zmiany planów...
Z Gaików zeszliśmy leśną, mocno zaśnieżoną ścieżką, prowadzącą północnym zboczem góry. Po masakrycznym zejściu na trakt odbiliśmy w prawo. Następnie skierowaliśmy się szeroką drogą, która nie tak dawno została wydrążona w zboczu Gaików i Groniczek. Drogę tą, w pewnym momencie, przecinają szlaki czarny i żółty - ten którym mieliśmy ostatecznie kończyć wycieczkę.
Nie powiem, że dojście po ciemku do tego węzła była łatwe i przyjemne. Bo to była walka ze śniegiem, wodą i halucynacjami, które często pojawiają się w nocy w lesie :). Po dojściu do wezła, okazało się, że szlak wcale nie wygląda lepiej, chociaż zamiast dużej ilości śniegu, pojawił się lód. Tutaj znowu cudowną pracę wykonał mój "międzybrodzki" kij, który dawał mi skuteczną asekurację. Kolega kija nie miał i parę razy leżał.
Po zejściu na polanę odetchnęliśmy z ulgą, i tuż przy ul. Chrobaczej urządziliśmy sobie ostatnią wyżerkę :) Potem rozeszliśmy się do domów, a nazajutrz była już wiosna.powrót
Komentarze
Aby mieć możliwość dodawania komentarzy, musisz być zalogowany.